ników, którzy przybyli do obozu, aby uratować je go samego i jego ludzi.
— Wy — nas uratować? — zapytał wódz lekceważąco. — Co to znów za niebezpieczeństwo, przed którem macie nas ostrzec?
— Niebezpieczeństwo Nijorów.
— Pshaw! — zawołał z gestem zniechęcenia. — Zdepczemy tych karłów.
— Tak sądzisz, ale w istocie mają nad wami przewagę liczebną.
— Nawet gdyby ich było dziesięćkroć po sto, pokonamy ich, gdyż jeden Nawaj wart jest dziesięciu Nijorów. I wy chcecie nam pomóc, wy, pozbawieni nawet broni? Tylko tchórz pozwala sobie broń odebrać!
Gdyby król naftowy przepuścił tę obelgę mimo ucha, okazałby się bezsprzecznie tchórzem. Dlatego odpowiedział gniewnie.
— Przybyliśmy, aby wyświadczyć wam usługę, a ty za nasze dobre chęci odpłacasz zelżywą śliną. Opuszczamy was bezzwłocznie!
Podszedł do konia, jakgdyby zamierzał go dosiąść. Atoli wódz zerwał się i z rozkazującym gestem zawołał:
— Wojownicy Nawajów, zatrzymajcie tych białych!
Natychmiast okrążono ze wszystkich stron trzech przybyszów. Teraz wódz dodał:
— Czy myślicie, że można wchodzić i wy-
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/44
Ta strona została skorygowana.
42