— Wiem o tem. Trzej zdołali się salwować.
— Trzej? Zapewne ma pani na myśli Buttlera, Poliera i króla naftowego. Niestety, ci nam zbiegli.
— Zbiegli? Wam?
— Tak. A możeście ich widzieli?
— Nawet rozmawialiśmy z nimi.
— Pocieszam się, żeście się mieli na baczności!
— Dlaczego?
— Ponieważ wyglądają na ludzi, którym niebezpiecznie zaufać. To szelmy, tak, szelmy, co się zowie. Udało im się nawet mnie oszukać, mnie, faworyta Muz. To przecież wiele znaczy, bardzo wiele! Opowiem pani, naczelniczko.
— Wysłucham pana później. Chwilowo chcę wiedzieć, gdzie są Old Shatterhand i Winnetou.
— Nie wiem.
— Nie? Z poprzednich pana słów można było wnosić, że pan wie!
— Może. Ale, primo, nie zajmuję się takiemi drobiazgami, ponieważ opera heroiczna całkowicie zaprząta moje myśli, a, secundo, towarzysze nie dbają tak o mnie, jak pani przypuszcza. Jestem pani wdzięczny za jej uprzejmość. Niech mnie pani jednak nie nagabuje o takie res profa-
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/76
Ta strona została skorygowana.
74