Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, więc chodźmy!
Wyszedł wraz z Indjanami z ukrycia; obaj Niemcy wyłonili się jakby z pod ziemi. Po krótkiej wymianie pozdrowień wszyscy razem pośpieszyli do obozu.
Zastali tylko kobiety i dzieci. Mężczyźni bowiem wyszli na poszukiwanie kantora.
— Jakże ich zawiadomimy? — zapytał Frank. — Nie możemy naszych sprowadzić; nie wiemy, gdzie się rozeszli.
— Wystrzel pan w powietrze! — zawołał Wolf. — Odrazu się zbiegną. Może pan strzelać bez skrupułów, gdyż, znając wasz i nasz obóz, wiem dobrze, że niema tu nigdzie wroga.
Frank wypalił i rzeczywiście wkrótce zbiegli się mężczyźni. Można sobie wyobrazić radość Adolfa, kiedy dowiedział się, że ma przed sobą stryja. Scena ich powitania była naprawdę wzruszająca.
Nie było czasu na dłuższe rozmowy. Niebawem więc Wolf, któremu wymieniono nazwiska wszystkich uczestników wyprawy, rzekł do bankiera:
— Jest pan bankierem Rollins z Arkanzasu. Czy to pan kupił źródło nafty?
— Tak, niestety, ale to nie była nafta.
— Odrazu się domyśliłem. Okpili pana.
— I jak jeszcze! Trzej łotrzy uciekli. Mam jednak nadzieję, że ich dogonimy.

78