jaśnień Franka, który swą przemowę zakończył temi słowami:
— A teraz pokażemy tym Nijorom, że nie są niczem innem, jak zwykłymi musztardowymi Indjanami.
— Musztardowymi Indjanami? — zapytał zdumiony Wolf. — Jakto?
— Nie wie pan?
— Nie, panie Frank, naprawdę nie słyszałem o musztardowym Indjaninie.
— Nie? A więc posłuchaj pan! Istnieje nie jeden musztardowy Indjanin, lecz nawet dwóch. I naprawdę nie zna pan żadnego?
— Nie!
— Ani starego, ani młodego?
— Nie. Gdzie mieszkają ci obaj musztardowi Indjanie?
— Wystarczy, jeśli panu powiem, że obaj byli w Waszyngtonie u „wielkiego białego Ojca“. Wie pan może, kogo się tak nazywa?
— Tak. Indjanie nazywają tak prezydenta Stanów Zjednoczonych.
— Słusznie! Jak słyszę, nie jest pan kompletowym nieukiem. A zatem, obaj ci Indjanie zostali wysłani przez swoje plemię do Waszyngtonu, aby wielkiemu białemu Ojcu wyłożyć kilka dezyderatów. Ponieważ byli ambasadorami, więc trzeba było ich przyjąć nobeliwie i z największym prospektem. Zaproszono ich zatem do prezydenta na kolację. Siedzieli obok siebie w głębi przy
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/84
Ta strona została skorygowana.
82