Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli ucieknie?
— Skneblowałem i związałem go tak mocno, iż ledwie oddycha. Nie sądzę, aby mógł wzywać pomocy. A nawet gdyby ktoś nadszedł na jego jęki, nie uwolni go przecież i nie wypuści, bo będzie pewny, że bez powodu nie więziłbym człowieka w swym pokoju.
— Co będzie z jego towarzyszami?
— Odnajdziemy ich zaraz po pojedynku przy pomocy kilku vaquerów. —
Wkrótce po ich przybyciu na miejsce spotkania, zjawiło się również trzech oficerów.
Obydwie strony powitały się ceremonjalnemi ukłonami. Sternau i Mariano z satysfakcją obserwowali rotmistrza, który raz po raz zerkał badawczo wbok, chcąc wzrokiem przedrzeć się przez zarośla i krzewy i dojrzeć swego sprzymierzeńca.
Obydwaj sekundanci odbyli jeszcze krótką rozmowę. Sekundant strony przeciwnej przyniósł Sternauowi szablę, ponieważ doktór nie miał tej broni. Utartym zwyczajem zaproponował pogodzenie, na co rotmistrz odparł wyniośle:
— Ani słowa więcej. Przeciwnik mój domagał się, aby wtedy dopiero uznać rzecz za załatwioną honorowo, gdy jeden z nas będzie musiał wskutek rany broń złożyć. Przyjąłem ten warunek i nie mam zamiaru od niego odstępować.
— A pan, sennor Sternau? — zapytał sekundant.
— I ja obstaję przy warunkach, — brzmiała odpowiedź — zwłaszcza, że wyszły ode mnie.
Gdy Sternau otrzymał szablę i gdy już obydwaj

107