— Opowiadaj to naiwnym. Zobaczysz teraz zrestą swych towarzyszy. Mariano, bądź łaskaw sprowadzić tych ludzi.
Mariano wrócił za chwilę z jeńcami. Przerazili się ogromnie na widok towarzysza. To też łatwo przyszło Sternauowi zmusić ich do wyjawienia prawdy. Dowiedziawszy się, że wspólnik wyznał już wszystko, nie widzieli powodu, dla jakiego mieliby pogarszać swoją sytuację przez niewczesne łgarstwo.
— Jesteście mordercami, a może nawet czemś jeszcze więcej, — rzekł Sternau. Powinniście wszyscy wisieć, ale będę miał lotość nad wami, jeżeli spełnicie pewien warunek.
— O cóż chodzi? — zapytał jeden z nich.
— Wymagam od was, abyście powtórzyli wasze wyznanie w obecności rotmistrza, skoro tylko tego zażądam. Czyście na to gotowi?
Popatrzyli jeden na drugiego. Wreszcie herszt zapytał:
— Czy to konieczne?
— Tak. Jeżeli tego nie uczynicie, stanie się jak powiedziałem: każę was bezzwłocznie powiesić. Nie myślcie, że to tylko groźba.
— Wisieć z powodu rotmistrza nie mamy ochoty. Jeżeli to nieodzowne, jeżeli nie może już być inaczej, wyznamy w jego obecności całą prawdę.
— Dobrze; daruję wam życie. A teraz was zamknę. Nic starajcie się uwolnić. Pierwszą bowiem próbę przypłacicie gardłem. —
Zamknięto ich wszystkich razem w jednym budynku. — —
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
118