Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie dosiedli koni, aby wrócić do hacjendy. Wśród ułanów znajdował się niedowarzony medyk, któremu lekkomyślny tryb życia nie pozwolił ukończyć studjów. Jako lekarz szwadronu, właściwie powinien był asystować przy pojedynku. Ale Sternau nie chciał lekarza, a rotmistrz był tak przekonany, że zamach morderczy się uda, iż nie zawiadomił go nawet o pojedynku. Teraz zato, skoro tylko Verdoja i porucznik przybyli do hacjendy, musieli odwołać się do jego usług.
Przy tej sposobności dowiedzieli się od niego, że przybył goniec od Juareza z poleceniem, aby w tej chwili wyruszyli do Monclovy, ponieważ wybuchło tam powstanie przeciw rządowi. Rotmistrz, wezwawszy gońca do siebie, przyjął od niego rozkaz wyruszenia na pomoc mieszkańcom Monclovy i poparcia ich sprawy.
— Czy będę mógł jechać konno? — zapytał Verdoja lekarza szwadronu.
— Tak; to nie nadweręża ramienia. Obawiać się tylko można gorączki, ale przyłożyłem do ran zioła i przypuszczam, że pomogą
— A porucznik Pardero?
— Rana jego jest boleśniejsza od pańskiej, panie rotmistrzu, ale również niegroźna. I on będzie mógł jechać konno. W kaźdym razie, ani porucznik, ani sennor, rotmistrzu, nie będziecie już mogli władać szablą.
— Będę się bił lewą rękę. Jutro rano ruszamy.
Podczas tej rozmowy porucznik, który sekundował przy pojedynku, wierny swemu postanowieniu, udał się do Sternaua. Sternau zmiarkował, że rozmawia z człowiekiem honoru, ale chwilowo odmówił wyjaśnień.
— Muszę jednak wszystko wiedzieć — rzekł porucz-

122