Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Pardero na teraz zadowolił się tem wyjaśnieniem i ruszył za rotmistrzem, który spiął konia do galopu. —
Skoro tylko nasi oficerowie wyruszyli z hacjendy, Sternau i porucznik dosiedli również koni i pomknęli tą samą drogą, którą wczoraj obrał Sternau. Ukrywszy konie w tem samem miejscu, co wczoraj, Sternau podążył w kierunku kamienia. Porucznik wdrapał się na cedr, doktór ukrył w zaroślach, osłaniających go dostatecznie.
Po niedługim czasie dobiegł ich tętent kopyt. Jeźdźcy zatrzymali się nieopodal i zsiedli z koni. Byli to Verdoja i Pardero.
Rotmistrz podniósł kamień i podłożył podeń kartkę. Rozejrzawszy się bacznie, czy ich nikt nie śledzi, skoczyli na siodła, aby odjechać czem prędzej. Teraz Sternau i porucznik opuścili kryjówkę; Sternau wyciągnął kartkę.
— Pardero był z nim, — rzekł porucznik — a więc to jego to jego sprzymierzeniec. Czy mogę przeczytać kartkę, sennor?
Zaznajomiwszy się z treścią kartki, Sternau podał ją porucznikowi. Było na niej napisane:

Pozostań wpobliżu tego miejsca. O północy spotkamy się tutaj, przy kamieniu. Będziesz się musiał wytłumaczyć.

Pismo było niewyraźne i niezgrabne, gdyż Verdoja pisał lewą ręką. I tym razem podpisu nie było. Porucznik zapytał Sternaua:
— Ta kartka jest przeznaczona dla tego, który miał zastrzelić pana i sennora Mariano?
— Tak.

127