Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Brzmiało to obco. Sternau obrzucił nieznajomego badawczem spojrzeniem i zrezygnował z dalszej rozmowy.
Po jakimś czasie oświadczył nieznajomy, że chciałby się udać na spoczynek, gdyż będzie musiał wyruszyć bardzo wcześnie; stara Marja Hermoyes wskazała mu pokój, w którym miał przenocować. Wszedłszy do niego, przybysz, jak stał, w ubraniu, z papierosom w ustach, rozciągnął się w hamaku. Ćmił tak jednego papierosa po drugim, nasłuchając, co się dzieje na korytarzu. O północy podszedł z lampą do okna i zatoczył nią koło. Po chwili, powtórzywszy ten gest, lampę zgasił. Po kilku minutach ktoś rzucił w szybę okna garść piasku, poczem okno się otwarło...
Rozmowa w jadalni ożywiła się dopiero po odejściu oficera, obecność jego bowiem przygnębiała domowników. W oczach jego było coś kłującego, w głosie coś ostrego, odpychającego. Najbardziej zastanowiło to wszystko Sternaua. Jakiś głos wewnętrzny, z którego niedokładnie zdawał sobie sprawę, przestrzegał przed tym oficerem, usposabiał go niechętnie. Sternau zauważył, że mundur źle leży na przybyszu, jakgdyby nie na jego miarę skrojony.
Czy człowiek ten był istotnie oficerem? Verdoja i Pardero oddalili się, przysiągłszy zemstę, a od chwili, gdy Arbellez zarządzał hacjendą Vandaqua, hacjenda del Erina była pozbawiona vaquerów. Sternau postanowił mieć się na baczności. Wyszedł więc na korytarz i nasłuchiwał pode drzwiami. Co porabia nieznajomy? Widocznie śpi, bo w pokoju cisza. Sternau zszedł na

147