Ujrzeli dwukrotne kręgi światła, które z okna swego pokoju opisywał wrzekomy oficer. Po chwili światło zgasło.
— Gdzie umieścimy Sternaua?
— Położymy go poprostu tam, gdzieśmy stali przed chwilą. Cóż. ptaszek mocno związany, a zresztą, może go nawet zabiłem. Czy tak, czy owak, nie ucieknie.
Uporawszy się ze Sternauem, Verdoja rzucił garść piasku w kierunku okna, z którego przed chwilą pojawiły się znaki.
— Enrico?
— Tak — odpowiedział któś z góry szeptem. — Wszystko w porządku?
— Spuśćcie powróz.
Podczas gdy Enrico spuszczał powróz z okna, Pardero otrzymał od jednego z czekających za płotem ludzi drabinkę sznurową. Przywiązaną do powrozu, poddnieśli i umocowali na górze.
— Będzie trzymać — szepnął Enrico.
Verdoja wspiął się po drabince; dotarłszy do okna, rzekł:
— Mieliśmy szczęście. Sternau Jest już w naszych rękach. Chodził koło domu; zadałem mu cios kolbą i związałem.
— A to świetnie. Obawiałem się tego siłacza. Musiał wyjść przez frontowe drzwi. Właściwie drabinka nie jest potrzebna.
— Ależ nie. Drabinka oszczędzi nam hałasu, któryby powstał, gdybyśmy szli przez korytarz i schody.
— Postawię przy głównem wejściu dwóch ludzi, aby nikt nie mógł zbiec.
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.
150