Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

dwójna kara. Powiedz mi, jakie to gwiazdy widziałeś, kiedy zdzieliłem cię kolbą przez głowę?
Sternau leżał nieruchomo.
— Nie chcesz odpowiadać? Poczekaj-no; już cię zmuszę do mówienia.
Podniósł nogę, aby kopnąć Sternaua, ale ten błyskawicznym ruchem podciągnął nogi, wyprostował je po chwili i uderzył niemi Verdoję w brzuch z taką siłą, że eks-rotmistrz zwalił się na ziemię, głową padając prosto w ogień. Podniósł się wprawdzie natychmiast, ale głośny ryk wskazywał, że coś mu się złego przytrafiło.
— Moje oko, moje oko — ryczał Verdoja.
Zbudził wszystkich ze snu; zbóje podeszli do niego, odsunęli mu rękę od oka i zaczęli badać. Okazało się, że ukłuł się odłamkiem płonącego drzewa; koniec drzazgi tkwił jeszcze w oku.
— Oko jest stracone, gdyż niema lekarza, — rzekł jeden z Meksykan.
Verdoja jęczał bez przerwy; dopiekały mu nieludzkie bule. Biegał wokoło i błagał, by mu drzazgę wyciągnąć, ale nikt nie chciał się na to poważyć.
— Tu pomoże tylko jeden człowiek, — rzekł Pardero — Sternau.
— Co? Ten pies Sternau, sprawca mego nieszczęścia? Zachłostam go na śmierć — mruknął ponuro Verdoja.
— Jest lekarzem. Tylko on potrafi wyciągnąć drzazgę.
— Niechaj wyciągnie. A potem zwinę go w kabłąk i przykuję do konia. Niech popamięta moją zemstę.
Pardero podszedł do Sternaua i zapytał:

158