Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

powziąć decyzję. Po kwadransie drogi ujrzeli hacjendę; a jeszcze przedtem dostrzegli wśród równiny parę ruchomych punktów.
Gdy nasz oddział przybył przed dom, wyszedł właściciel hacjendy..
— Ah, sennor Arbellez — rzekł z fałszywym uśmiechem. — Czemuż mam zawdzięczać ten niezwykly zaszczyt?
Sternau wysunął się na swym koniu i odpowiedział zamiast Arbelleza:
— Wybaczcie, mój panie. Jestem tu obcy; szukałem w hacjendzie del Erina sennora Corteja. Powiedziano mi, że jest u was. Czy mogę z nim mówić?
Wygląd Sternaua tak podziałał na hacjendera, że przestał się uśmiechać. Podniósł rękę i, wskazując wdal, rzekł:
— Przykro mi bardzo, mój panie, ale Cortejo odjechał przed chwilą.
— Dokąd?
— Tego nie wiem.
Sternau pokiwał głową. uśmiechając się pod wąsem. Rzecz oczywista, że ten człowiek nie zdradzi Corteja. Należało tylko sprawdzić, czy mówił prawdę, zapewniając, iż Cortejo odjechał. Datego też Sternau zapytał:
— Czy pozwoli pan odpocząć przez chwilę w swej hacjendzie?
— Chętnie — brzmiała odpowiedź. — Podejdźcie bliżej, sennores.
Zaproszenie było niezaprzeczonym dowodem, że hacjendero nie łgał.

29