— Co to za ludzie, którzy niedawno udali się konno na zachód?
— Quien-sabe — Kto to wie — odrzekł hacjendero.
Po skrytym wyrazie jego twarzy poznać było, że mógł dać odpowiedź mniej wymijającą, gdyby chciał. Sternau zakończył rzecz krótko.
— Bądźcie zdrowi — rzekł, odwracając się na koniu. — Wkrótce się dowiemy, kim są ci ludzie.
Po tych słowach ruszył z kopyta, a za nim cały oddział. Jechali w tym samym kierunku, w którym, jak to przedtem zauważyli, udali się nieznani jeźdźcy; droga prowadziła do wąwozu tygrysa. Wjechawszy do lasu, musieli posuwać się powoli. Konie szły z trudem naprzód; ponadto trzeba było wytężyć uwagę, aby wytropić nieprzyjaciela w kryjówce. Wreszcie dotarli szczęśliwie do ujścia wąwozu. Zatrzymali się teraz na polecenie Sternaua, on zaś począł badać tropy. Odczytał z nich, że vaquerzy tutaj byli, ponadto znalazł ślady prowadzące z wąwozu w kierunku zachodnim do lasu. Pozostawił je z pewnością Cortejo ze swymi ludźmi; należało tylko dowiedzieć się, dokąd pojechali.
Sternau więc ruszył z towarzyszami tym tropem.
Prowadził w coraz gęstszy las, szedł potem w kierunku północnym, aż dotarł do równiny, pozbawionej drzew.
Oddział Sternaua badał ślady aż do wieczora. Upewniono się wreszcie, że przeciwnik podążył w kierunku miasteczka San Rosa.
— Możemy zawrócić — rzekł Sternau. — Przynajmniej na czas jakiś jesteśmy przed tymi ludźmi bezpieczni. Otrzymali nauczkę, którą nieprędko zapomną.
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
30