Cortejo zatrzymał się istotnie w sąsiedniej hacjendzie. By osiągnąć swój cel, wszedł w konszachty z przeciągającą przez kraj bandą zbójecką, którą przypadkiem spotkał na drodze. Ludziom tym polecił napaść i wymordować Sternaua oraz jego towarzyszy, jadących do hacjendy del Erina. To się jednak nie udało, gdyż, jak wiadomo, Bawole Czoło pokrzyżował zamiary opryszków i zaprowadził do hacjendy Sternaua, Ungera i Mariana. Postanowiono tedy napaść na hacjendę i udać się w jej pobliże, do wąwozu tygrysa, znanego niektórym ze zbójów. Tam podsłuchał ich Bawole Czoło, a co się potem przytrafiło, wiemy już doskonale.
Cortejo uważał, że jest za wielkim panem, aby przebywać w towarzystwie zbójeckiej szajki. Dlatego odwiedził sąsiednią hacjendę, wiedząc, że właściciel jest wrogiem Pedra Arbelleza. Nagle oznajmiono mu, że słychać od strony wąwozu ostrą strzelaninę. Pośpieszył więc, by się dowiedzieć, co się właściwie święci.
Gdy przybył do wąwozu, vaquerzy, prowadzeni przez Bawole Czoło, byli już w drodze powrotnej do hacjendy. Znalazł więc tylko obrabowane zwłoki swych sojuszników. Przerażony, zeskoczył z konia przeszukiwał wąwóz.
- ↑ Czyt. chuaréz.