po wielkiej komnaty, w której właśnie spożywano kolację.
Na pierwszem miejscu przy stole siedział Indjanin Juarez. Włosy miał krótko ostrzyżone; widać było wystające kanty jego potężnego czoła. Nosił się zprosta, skromniej, aniżeli jego towarzysze stołu. Mimo to z pierwszego rzutu oka poznać było, że jest tu panem i władcą.
— O co chodzi? — zapytał krótko na widok wchodzących.
— Ludzie ci zatrzymani zostali przez wartę — brzmiała odpowiedź.
Indjanin zwrócił badawczy, przeszywający wzrok na Corteja:
— Kim jesteście?
— Nazywam się Cortejo; jestem pełnomocnikiem hrabiego de Rodriganda. Mieszkam w Meksyku.
Juarez milczał przez chwilę, namyślając się nad czemś, poczem zapytał:
— Jesteście pełnomocnikiem tego bogatego Hiszpana Rodriganda, do którego należała hacjenda del Erina?
— Tak.
— I dokąd podążacie?
— Do domu, do Meksyku.
— Skąd przybywacie?
— Z hacjendy Vandaqua.
— Coście tam robili?
— Odwiedzałem hacjendera.
— W jakiej sprawie?
— To mój przyjaciel.
Brwi Juareza ściągnęły się groźnie; zapytał:
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
39