Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

blond brodę. Jak będzie ubrany i na jamki koniu pojedzie, tego oczywiście dziś określić nie mogę.
— W takim razie trzeba jednak ustalić jakiś znak, po którym go poznam. Jeżeli oto możliwe, trzymajcie się stale jego prawej strony.
— Czy to wystarczy?
— W zupełności. Ale co z pozostałymi dwoma?
— Wydam ich wam przy innej okazji. Najważniejsze, byś na mnie tu czekał każdej nocy. Będziemy mogli zawsze wszystko omówić. No, a teraz rozstańmy się, bo mógłby nas kto zauważyć.
Po tych słowach odszedł. Położywszy się do łóżka, przespał noc spokojniej omówione niedawno morderstwo w najmniejszym stopniu nie poruszyło jego sumienia. —
Następnego ranka, przy wspólnem śniadaniu, rotmistrz skierował rozmowę na planowaną do wąwozu tygrysa wycieczkę. Zaproponował, by wyruszyli zaraz, rano; Sternau się zgodził. Obydwaj porucznicy prosili, aby im wolno było również pojechać; Verdoja przystał na to chętnie. Z pozostałych nikt nie chciał brać udziału w wycieczce; towarzystwo oficerów meksykańskich nikogo nie pociągało. To było rotmistrzowi na rękę. Sternau okazał się jedynym wycieczkowiczem nieumundurowanym, nie mogło być więc mowy o żadnem nieporozumieniu; kulka musiała go trafić.
Jechali tą samą drogą, co Sternau z Bawolem Czołem. Oczywiście, lekarz kłusował naprzedzie. W lesie zsiedli z koni, trzeba je bowiem było prowadzić po krętych ścieżynach. Zbliżyli się do wąwozu. Sternau zatrzymał się u wylotu.

75