trafi użyć broni w odpowiednim momencie. Łatwiej położyć dziesięciu wrogów widzialnych dla oka, aniżeli jednego ukrytego.
— Z takim wogóle nie można sobie poradzić — rzekł porucznik Pardero.
— Dobry strzelec i takiego trupem położy — odparł z uśmiechem Sternau, ciągle ukrywając się za towarzyszami wyprawy.
— Niepodobieństwo — powątpiewał rotmistrz.
— Czy mam udowodnić, że to możliwe?
— Ależ proszę — rzekł zaciekawiony porucznik.
— Więc pytam panów, czy macie wrażenie, iż tu, w tej chwili, czyha nieprzyjaciel?
— Któżby to miał być i gdzie się kryje?
Sternau uśmiechnął się wyniośle:
— A jednak ktoś chce mnie zastrzelić z ukrycia.
Po tych słowach zdjął z pleców strzelbę i wziął ją do ręki. Rotmistrz osłupiał. Skąd ten Sternau wie, że życiu jego grozi niebezpieczeństwo?
— Pan raczy sobie żartować, doktorze, — rzekł oficer.
— Udowodnię panom, iż mówię poważnie.
Podniósł ku górze strzelbę, wycelował i dwa razy pociągnął za kurek. Kilkakrotny krzyk rozległ się z nad brzegu wąwozu. Sternau skoczył w kierunku tego zbocza i zaszywszy się w krzaki, popędził olbrzymiemi susami ku wylotowi, za którym też znikł niebawem. Od pierwszego strzału aż do tej chwili upłynęła zaledwie minuta.
— Co to było? — zawołał Pardero.
— Zabił człowieka — odpowiedział drugi porucznik.
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
77