Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Potwór! — krzyknął rotmistrz.
— Niebezpieczeństwo czyha, musimy uciekać: — zawołał Pardero.
Pośpieszyli ku wyjściu wąwozu i tam czekali. Po chwili rozległy się na górze jeszcze dwa strzały, potem ucichło wszystko na czas dłuższy, Po jakimś kwadransie coś poruszyło się gwałtownie w zaroślach; spojrzeli z przerażeniem i chwycili za broń.
— Nie lękajcie się, sennores. to ja.
Z zarośli wyszedł Sternau.
— Sennor, co to było, co pan uczynił? — zapytał porucznik.
— Strzelałem — odparł Sternau z uśmiechem.
— To wiemy. Ale dlaczego?
— W obronie własnej, bo przecież mnie miano zastrzelić.
— Nie może to być. Kto dybał na pańskie życie? Skąd sennor wie o tem?
— Powiedziały mi to moje oczy.
— Myśmy nic nie zauważyli.
— Nic dziwnego, nie jesteście sennores ludźmi prerji. Pan rotmistrz widział, iż badałem przedtem trawę, ponieważ zobaczyłem ślady ludzkie z przed kwadransa; prowadziły na górę, na prawo. Patrzcie, jeszcze je widać.
Wskazał na ziemię. Oficerowie napróżno starali się cokolwiek bądź dojrzeć.
— Trzeba mieć wprawne oko — rzekł Sternau. — Ponieważ ślady prowadzą na prawo, wgórę, skoro tylko weszliśmy do wąwozu, przeszukałem okiem cały jego stok i zauważyłem kilka głów męskich, które obserwo-

78