dzę, że się nie mylę, iż ci dwaj ludzie byli wczoraj w San Rosa wraz z niejakim Cortejo. Panowie również przybywają stamtąd, nieprawdaż?
Sternau wypowiedział te słowa napozór obojętnie, ecz rotmistrz wyczuł w tonie coś w rodzaju oskarżenia.
— Tak, niejaki Cortejo stanął przed Juarezem, gdyśmy właśnie zasiedli do kolacji — odparł jeden z poruczników z zupełną swobodą, niczego nie przeczuwając.
Rotmistrz rzucił nań spojrzenie, pełne wściekłego gniewu, porucznik jednak spojrzenia tego nie zauważył.
— Czy Cortejo miał jakichś ludzi ze sobą?
— Tak. Około dwudziestu.
— Czy ci dwaj należą do nich?
— Nie obserwowałem ich dokładnie, ale mam wrażenie, że tak. Pan rotmistrz będzie mógł zresztą udzielić bliższych informacyj.
— Dlaczegóż to właśnie pan rotmistrz?
— Bo Cortejo nocował u niego.
Verdoja znowu obrzucił mówiącego groźnem spojrzeniem i znowu wzrok ten został przeoczony. Tylko Sternau go podchwycił; nie dał jednak nic poznać po sobie i rzekł spokojnie:
— Nie przypuszczam, aby mnie pan rotmistrz mógł poinformować w tej sprawie. A zresztą, uważam ją za załatwioną. Obydwa łotry otrzymały nauczkę.
Wrócili do miejsca, w którem pozostawiono konie. Znaleźli je paszące się spokojnie; dosiedli koni i ruszyli w powrotną drogę. Rotmistrz milczał, doktór również. Obydwaj porucznicy gawędzili półgłosem Tematem ich rozmowy był Sternau. Mówili o jego odwa-
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
81