— Ależ oczywiście! Rotmistrz żąda satysfakcji.
— Ah, tak — rzekł Sternau z udanem zdumieniem. — Satysfakcji? I żąda jej przez pana? Czy sennor zna zasady pojedynku, poruczniku Pardero?
— Pan wątpi?
— Tak, wątpię, skoro pan występuje w charakterze, który pomniejsza honor pańskiej osoby. Czy wiadomo panu, dlaczego podniosłem, rękę na rotmistrza?
— Owszem, wiadomo mi doskonale — odpowiedział, zapytany głosem drżącym z wściekłości.
— W takim razie pogardzam panem Powaliłem rotmistrza na ziemię, ponieważ obraził przyzwoitą kobietę, córkę tego, który go przyjął w swój dom. Kto chce pośredniczyć w takiej sprawie, ten jest, zdaniem mojem, wyzuty ze czci i honoru.
Meksykanin chwycił za rękojeść swej szabli, do połowy wyciągnął ją z pochwy i krzyknął:
— Co takiego? Jak pan śmie? Ja panu pokażę...
— Nic pan nie pokaże — rzekł Sternau spokojnie.
Słowa te jednak miały dźwięk gromu, a w oczach doktora płonąć zaczęły tak złowrogie blaski, iż przeraziłby się ich człowiek, odważniejszy od porucznika. Sternau mówił:
— Niech pan zdejmie rękę z szabli, inaczej połamię ją w pańskich oczach. Właściwie nie powinienem się dziwić, że sennor podjął się zastępstwa rotmistrza; jest pan przecież takim samym szubrawcem jak on. Pan również...
— Dosyć! — krzyknął porucznik, siny od gniewu. — Jeszcze jedno podobne słowo, a przeszyję pana szablą. Czy pan odwoła słowo szubrawiec?
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.
93