Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

występujący w sprawie honorowej, nie przyjąłby papierosa, ofiarowanego w podobnej sytuacji; ale nasz pan porucznik nie odtrącił ani tytoniu, ani ognia. Usiedli naprzeciw siebie, a oficer rozpoczął:
— Szczerze mówiąc, przychodzę tu niechętnie; sprowadza mnie bowiem sprawa, która nie przysporzy panu radości.
— Niech pan mówi spokojnie. Jestem odpowiednio przygotowany do wysłuchania słów pańskich.
— A więc przychodzę z polecenia sennorów Verdoji i Pardera, którzy sądzą, że ich pan obraził.
Sternau rzekł swobodnie:
— Użył pan odpowiedniego słowa. Ci panowie sądzą, że ich obraziłem, gdy tymczasem w rzeczywistości oni sami obrazili dwie panie, które były bez opieki i później dopiero we mnie znalazły mściciela. Przynosi mi pan wyzwanie?
— Tak, sennor Sternau.
— Z kimże się mam bić?
— Z obydwoma.
— Hm. Żal mi sennora, gdyż przychodzisz w zastępstwie ludzi, dla których nie mogę mieć szacunku. Nie powinienem właściwie wcale przyjmować wyzwania, gdyż pojedynkują się tylko ludzie honoru. Ale nie chcę pana martwić; był sennor wobec mnie tak uprzejmy. Zresztą, uwzględniam to, iż chwilowo znajduję się w kraju, w którym pojęcie honoru nie jest odpowiednio wyklarowane. Dlatego przyjmuję wyzwanie. Czy pańscy klijenci mają jakieś życzenia?
— Rotmistrz chce się bić na szable, porucznik na pistolety.

95