Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic dziwnego — roześmiał się Sternau. — Połamałem przecież szablę porucznikowi; wie, że umiem się obchodzić z tego rodzaju bronią, więc woli pistolety. Zgadzam się na życzenia tych panów, ale pod dwoma warunkami.
— Słucham.
— Będę się bić z rotmistrzem na szable, dopóki jednego z nas rana nie zmusi do wypuszczenia broni z ręki.
— Być może, rotmistrz się zgodzi.
— Z porucznikiem zaś chcę się strzelać na krótką odległość, na dwie lufy. Odległość trzy kroki; każdy mieć będzie po dwie kule.
— Na Boga, panie doktorze, przecież w ten sposób naraża się sennor na pewną śmierć, — przestrzegał oficer. — Jeżeli pomyślnie dla pana skończy się spotkanie z rotmistrzem, nie uniknie pan śmierci z rąk porucznika, który ma rozgłos znakomitego strzelca.
— Może istnieją lepsi od niego — uśmiechnął się Sternau. — Nie lękam się tego porucznika Pardera. Szczegóły proszę omówić z sennorem Marianem, który będzie moim sekundantem.
— A świadkowie, ludzie bezstronni?
— Nie są nam potrzebni.
— A lekarz?
— Sam przecież jestem lekarzem.
Oficer się oddalił. Sternau podszedł do Mariana, aby go poinformować o stanie sprawy. Mariano przyjął ofiarowaną sobie rolę i udał się do sekundanta strony przeciwnej. Po niedługim czasie wrócił z wiadomością, iż warunki Sternaua zostały przyjęte. Sternau, jako wy-

96