Strona:Karol May - La Péndola.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

pachołek stajenny. Chłopak na chwilę nie ustawał w ruchu. Podczas jazdy musiał zeskakiwać z kozła, by poprawiać uprząż, lub podtrzymać powóz. Przy tej sposobności pakował sobie do kieszeni masy kamieni, któremi później obrzucał leniwego, lub nieposłusznego muła, kształcił się bowiem w kunszcie powożenia. Dobry woźnica był nie bez racji ważną personą; wszyscy nazywali go sennorem. Podczas służby na linji Veracruz-Meksyk, woźnica taki otrzymywał około stu dwudziestu pesów miesięcznie, nadto wikt; pod koniec zaś roku, o ile wóz nie doznał żadnych uszkodzeń, woźnicy przypadało jeszcze 250 pesów premji. W czasach naszej podróży niemal każdy Meksykanin był napoły rabusiem, to też w drogę mogli się puszczać podróżni tylko uzbrojeni. Mimo to na traktach, zdarzały się często wypadki rabunków i zabójstw. —
Wieczorem dotarła nasza gromadka do budynku jakiegoś, nakształt oberży, W którym miano przenocować. Oberżą tą była niska, brudna chata, ogrodzona kłującemi kaktusami. Pasło się przed nią kilka wychudzonych koni i mułów. W chacie mieszkał pocztmistrz, wysoki, chudy Meksykańczyk, podobny raczej do zbója, aniżeli do urzędnika.
Meksykańczyk, poza sprawami pocztowemi, zajmował się szynkowaniem, to znaczy zbierał soki pewnej odmiany agawy, gotował je w brudnych garnkach i sprzedawał później ten obrzydliwy odwar przejezdnym.
Amy bała się tego człowieka; ponieważ czuła odrazę do okropnego brudu, panującego w chacie, przygotowano jej posłanie w wozie pocztowym. Mężczyźni postanowili spać pod gołem niebem. —

103