Strona:Karol May - La Péndola.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

ność. Lord wyczuł ją i odparł, ale już z obliczem rozjaśnionem:
— Dziękuję ci za te słowa, Amy... Nie zawiedziesz się na swym ojcu. Idź teraz i odpocznij po podróży. Pomyślę tymczasem nad tem, co mam uczynić, abyś była szczęśliwa.
Ucałował ją z ojcowską czułością, poczem wrócił do pracy; jednakże, zaledwie Amy wyszła, wstał ze swego krzesła i wielkiemi krokami począł przemierzać pokój. Nareszcie, po długim namyśle, powziął decyzję.
— Tylko z jednym człowiekiem mogę mówić o tej przykrej sprawie — rzekł do siebie. — Jest nim doktór Sternau. Słyszałem o nim tyle dobrego, że z zupełnym spokojem mogę mu powierzyć tajemnicę.
Zadzwonił na lokaja i kazał podać płaszcz, laskę i kapelusz. Wbrew zwyczajom meksykańskim, które nakazują używać powozu pod groźbą niesławy, lord postanowił pieszo udać się do zajazdu, w którym jak objaśniła Amy, mieszkali Sternau, Mariano i Unger.
Gdy przybył do gospody, zapytał gospodarza o Sternaua.
— Jest u siebie w pokoju — brzmiała odpowiedź. — Sennor pragnie z nim mówić? Kogo mam zameldować?
— Pana, który chce z doktorem Sternau pomówić w cztery oczy.
Sternau się zdumiał; zaledwie przybył do miasta, już miał odwiedziny. Gdy lord wszedł do pokoju, obydwaj mężczyźni mierzyli się przez czas jakiś badawczym wzrokiem. Sternau zorjentował się natychmiast, że stoi przed nim człowiek nieprzeciętny; oko lorda

109