— Napisz i zażądaj natychmiastowej odpowiedzi.
— A jeżeli powie: „nie“?
— Wtedy jest zgubiony; to ci przysięgam.
— Ależ moja droga, przecież to mój brat!
— Właśnie dlatego powinien spełnić naszą wolę i należy go ukarać, jeżeli tego nie czyni. Wiesz, że mam testament w ręku.
— Czy użyjesz przeciw niemu...?
Uśmiechnęła się zjadliwie:
— Brat twój ma syna, ty zaś córkę. Zostaliśmy wszyscy złodziejami, oszustami, nawet mordercami, po to tylko, aby otrzymać zamek Rodriganda. Czy jego syn ma być panem wszystkiego, a córka twoja ma chodzić z pustemi rękoma? Nie, to nasza wspólna własność, jego i moja. Jeśli został hrabią, ja muszę zostać hrabiną — oto jedyne rozwiązanie sprawy, i od tego nie odstąpię.
Cortejo uważał za odpowiednie zająć stanowisko wymijajace.
— Przyznaję ci rację, — rzekł — ale uważam, że się niepotrzebnie unosisz. Mamy przecież sprawę bliższą, ważniejszą.
— Cóż to za sprawa? — zapytała, ciągle jeszcze wściekła.
— Mam na myśli doktora Sternaua.
— Ach tak — rzekła Józefa, przypominając sobie pierwszą część listu. — Cóż ty ha to? A więc ten człowiek porzucił Niemcy, aby odszukać kapitana Landolę? Pah, taki lekarz, taki kret ziemny. Jesteście śmieszni.
— Nie doceniasz ludzi typu Sternaua. Długo bywają
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.
122