Strona:Karol May - La Péndola.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy pan zamierza zbadać grobowiec?
— Dziś wieczorem jeszcze. Czy chce pan być obecny?
— Niestety, jestem osobą oficjalną, posłem, i muszę wystrzegać się podejrzeń. —
Późnym wieczorem, tuż przed północą, trzech mężczyzn udało się ku cmentarzowi. Był trzeci dzień od nowiu, więc panowała niemal zupełna ciemność. Mariano dotrzymywał towarzystwa Sternauowi i Ungerowi; ośmiodniowy odpoczynek pozwolił mu uczestniczyć w tej wyprawie.
— Zostańcie tutaj — szepnął Sternau. — Upewnię się, czy jesteśmy bezpieczni.
Przeszukał dokładnie cały cmentarz; przekonawszy się, że nic im nie stoi na zawadzie, wrócił do towarzyszy.
— Teraz chodźcie za mną, ale przestrzegajcie ciszy
Gdy doszli do grobowca, Sternau pierwszy przesadził kratę, za nim zaś Unger i Mariano. Stali teraz przed grubą płytą cynową, pokrywająca otwór sklepienia.
— Płytę trzeba odśrubować — rzekł Sternau.
Obejrzał sobie wszystko za dnia i postarał się o odpowiednie narzędzia do odśrubowania płyty. Po wytężonej pracy, którą wszyscy trzej wykonywali w ciszy absolutnej, płyta wreszcie puściła i można ją było podnieść. Wąskie schody prowadziły wdół sklepienia. Zestąpili po nich, jeden za drugim. Sternau szedł pierwszy; szukając poomacku, trafił na trumnę.
— Oto i trumna — rzekł po chwili. — Unger, zapalcie

125