Strona:Karol May - La Péndola.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Córka jeszcze milsza od ojca.
Zbliżyli się do grupy gości. Dryden szedł szybko, Sternau nieco wolniej. Cortejo stał do nich odwrócony tyłem.
— Ach, mylordzie, — rzekł, zobaczywszy po chwili Drydena, — cieszę się, że pana widzę. Czy pan namyślił się co do mej propozycji?
— Jakiej?
— W sprawie hacjendy del Erina.
Dryden ściągnął groźnie brwi.
— Nie mam zwyczaju mówić na przyjęciach o interesach. A zresztą, muszę mieć pewność, że hacjenda jest istotnie własnością hrabiego de Rodriganda.
— Co do tego niema wątpliwości.
— I panu zleceno ją sprzedać? Słyszałem, że właścicielem hacjendy jest Pedro Arbellez, któremu przypadła po śmierci hrabiego Fernanda.
— Nieprawda, mylordzie, to plotki z palca wyssane.
— Wkrótce dowiem się prawdy.
— Od kogo?
— Od mego przyjaciela, który w najbliższym czasie udaje się do hacjendy. Pozwolę sobie przedstawić go panu.
Lord wskazał ręką wtył. Cortejo i Józefa zwrócili głowy w kierunku Sternaua.
— Ten oto sennor jest moim przyjacielem. Nazywa się doktór Sternau.
— Doktór Sternau? — zapytał Cortejo, obrzucając ostrym wzrokiem twarz i postać nieznajomego.
Po chwili jednak przybrał napowrót wyraz uprzejmy.

130