Strona:Karol May - La Péndola.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiada pan, że między porucznikiem i hrabią Manuelem zachodzi podobieństwo?
— Z pewnością, mylordzie.
— To dziwne. Tak bliskie podobieństwo między ludźmi odmiennej narodowości. Ale to przypadek jedynie.
Potoczyła się znowu zwykła, towarzyska rozmowa. —
Po powrocie do domu Cortejo zapytał:
— Rozumiesz teraz, co się dzieje?
— O cóż chodzi? — Józefa spojrzała na ojca.
— Ten porucznik, to prawdziwy hrabia Alfonso.
Skinęła milcząco głową.
— Sternau oswobodził go — mówił dalej Cortejo.
— Ale gdzie, jak? Co się stało z Landolą i jego statkiem?
— Nie wiem.
— Ojcze, czy ten Sternau jedzie naprawdę za trzy dni do hacjendy?
— Tak. I tamci dwaj mu towarzyszą.
— Czy pozwolisz im się wymknąć?
— Ani mi się śni. Trzeba skończyć z tymi ludźmi.
— Jestem tego samego zdania. W jaki jednak sposób ich usuniesz?
— Tego ci jeszcze powiedzieć nie mogę. Zresztą nieprzykładne to sprawy dla kobiet. Sam się tem zajmę.
Cortejo nie mógł spać w nocy. Suszył mózg i wytężał myśli aż do białego świtu. Powziąwszy decyzję udał się do stajni i kazał osiodłać konia. Nad ranem opuścił miasto, jadąc w kierunku północnym. Gdy Józefa zapytała przed południem o ojca, powiedziano jej że wyjechał na czas jakiś. — — —

140