W dwa dni później trzy mocne konie czekały przed pałacem lorda. W mieszkaniu lord żegnał się ze swymi gośćmi.
— Jak długo zamierza pan bawić poza miastem, doktorze? — zapytał Dryden.
— Kto to może przewidzieć w naszych warunkach? Postaramy się wrócić jak najprędzej.
— Spodziewam się doktorze. Nie oszczędzajcie koni; tysiące ich przecież biega po pastwiskach. Czy ma pan jeszcze jakieś życzenie?
— Tak, mylordzie. Niewiadomo, co może spotkać człowieka w tym kraju. Niech pan będzie łaskaw zająć się mym jachtem i załogą na wypadek, gdyby powrót mój miał się opóźnić.
— Uczynię to, choć nie przypuszczam, by się należało liczyć z opóźnieniem. No, bądźcie panowie zdrowi.
Sternau i Unger siedzieli już w siodłach; Mariano stał jeszcze na schodach, żegnając Amy po raz tysiączny. Nareszcie zszedł i wszyscy trzej pocwałowali w tym samym kierunku, w którym dwa dni przedtem udał się Cortejo. — —
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.
141