Strona:Karol May - La Péndola.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

— Karolu, więc to ty naprawdę? Co za niespodzianka, co za radość!
Trzymając matkę jedną ręką w objęciach, Sternau wyciągnął drugą do siostry:
— Chodź, siostrzyczko, chodź do mnie...
Helena rzuciła mu się na szyję.
— Co za radość, co za szczęście! Przed chwilą mówiłyśmy o tobie. Byłyśmy przekonane, że jesteś daleko, w Hiszpanji.
— Chciałem wam sprawić niespodziankę na Boże Narodzenie i dlatego nie pisałem. —
Tymczasem Kurt wszedł przez główną bramę na podwórze leśniczówki Tu powitał go jeden ze służących następującemi słowy:
— No, macie lisa?
— Nie my, tylko ja go mam — brzmiała dumna, pewna siebie odpowiedź.
— Ty? Widzę to przecież. Ale kto go zabił?
— Pan Niedopytalski — odparł chłopak, poczem z dumną miną udał się po schodach na górę i zapukał do drzwi nadleśniczego.
— Wejść — mruknął nadleśniczy w odpowiedzi na pukanie.
Pan kapitan był jeszcze w tym samym humorze, w jakim go zastał komisarz. Wszedłszy do pokoju, Kurt wyprostował się po wojskowemu i rzekł:
— Oto jest ta bestja, panie kapitanie.
Twarz kapitana rozjaśniła się zmiejsca. Wstał z krzesła, podszedł do Kurta i rzekł:
— Oho, to stary ptaszek! I zapewne szczwany. Musieli mieć z nim moi chłopcy kłopot.

19