Strona:Karol May - La Péndola.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Policja? — zapytała z lękiem pani Sternau. — Cóż policja może mieć do nas?
— Sam pan książęcy komisarz policji był u mnie i pytał, czy nie mieszka tu doktór Sternau.
— Spodziewałem się tego — rzekł Sternau.
— Naprawdę? — zapytał leśniczy. — Więc policja ma powód dowiadywania się o pana?
Sternau uśmiechnął się i zapytał:
— Mogę zapytać, czy pan komisarz podał ten powód?
— Ależ podał kilka powodów. Powiedział, że jest pan poszukiwany za usiłowanie morderstwa, kradzież i tak dalej.
— Na miłość Boską, to okropne! — zawołała Helena.
— To być nie może! — rzekła pani Sternau. — Cóż o tem powiesz, mój synu?
— Nie miałem dotychczas sposobności, aby o całej sprawie pomówić z tobą, matko, ani też z Heleną. Zresztą dobrze, jeżeli i pan kapitan dowie się o wszystkiem. Czy ma pan dla mnie kwadransik czasu?
— Ależ nie kwadrans, ale dwadzieścia kwadransów. Niechże pan opowiada,
— Usłyszy pan istną awanturę arabską.
Po tych słowach Sternau opowiedział dokładnie o swoich przeżyciach, o zamierzeniach swoich i planach. Nawet kapitan nie przerywał opowiadania ulubionemi przekleństwami. Wkońcu jednak cierpliwość jego się wyczerpała, skoczył z krzesła i ryknął:
— Co za banda szubrawców i łotrów! O, gdybym dostał ich w swe ręce. Poobcinałbym im łby, powiesiłbym ich głowami wdół! Więc jakże się pan przedostał?

25