— Przybywszy do Paryża, udałem się do poselstwa. Tam opowiedziałem całą historję. W poselstwie poinformowano mnie, jak się mam zachować w Niemczech, by nie narazić się na nieprzyjemności i w jaki sposób mam zabezpieczyć dziedzictwo hrabianki.
— Gdzież jest hrabianka? Czy jeszcze chora? Niech pan mówi, doktorze.
— Po przekroczeniu granicy niemieckiej zastosowałem się do instrukcyj, udzielonych mi w poselstwie w Paryżu. Zrobiłem doniesienie karne do Hiszpanji. Potem odjechałem z mojem towarzystwem do Moguncji i tam je zostawiłem.
— A więc są w Moguncji? — zapytał kapitan w wielkiem podnieceniu. — Do stu furgonów, dlaczego w Moguncji? Czy jestem człowiekiem bez serca, he? Czy mam tu za mało pokojów, za mało chleba? Jeżeli pan nie sprowadzi z Moguncji tych ludzi i to zaraz, pojadę sam, a w dodatku sprzątnę panu z przed nosa tę krociową hrabiankę. Czy macie państwo bagaż ze sobą?
— Tak.
— Duży? Zmieści się na jednym wozie?
— Mam wrażenie, że tak.
Kapitan otworzył okno i zawołał:
— Janie! Zaprzęgać do dwóch powozów. I do jednego wozu drabiniastego. Za kwadrans jazda do Moguncji.
— Ależ panie kapitanie...
— Proszę nie zawracać głowy — przerwał leśniczy. — Ja tu jestem panem domu. A więc: czy pan już zdecydował, gdzie pan swoje towarzystwo umieści?
— Nie.
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
26