— Czy pani ta jest hrabianką?
— Hrabianką? Do kaduka, czyżby Elwira była hrabianką! Nie wygląda mi na to; jest za gruba.
— Powinien pan o tem wiedzieć.
— Niby tak. A może Alimpo jest przebraną hrabianką? Mówił pan coś o bandzie zbójów, może więc Alimpo jest przebraną hrabianką, która chce mnie uwieść, wyjść za mnie zamąż, a potem mnie obrabować? To byłoby okropne.
— Panie leśniczy! Wypraszam sobie kpiny i żarty ze mnie.
— Ależ nawet mi się nie śni żartować. Mówię z calutką powagą.
— Czy mieli dużo pakunków?
— Do licha! Czy jestem służącym? A zresztą, w dokumencie wyraźnie napisane, że mam panu okazywać pomoc; ale o tem, aby mnie pan miał prawo przesłuchiwać, niema ani słowa. Ludwiku!
Ludwik wszedł, obrzucając komisarza niezbyt przyjaznym wzrokiem.
Leśniczy polecił:
— Poproś tu pana doktora Sternaua. Powiedz mu, że jakiś policjant chce z nim mówić. No, jazda!
Po chwili wszedł Sternau. Uścisnąwszy rękę leśniczego i ukłoniwszy się zimno komisarzowi, zapytał:
— Pan mnie prosił?
— Tak; ten człowieczek chce z panem mówić.
— Któż to taki?
Leśniczy chciał odpowiedzieć, ale przedstawiciel władzy przerwał:
— Jestem wielkoksiążęcym komisarzem policji.
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
32