— I czegóż pan chce ode mnie?
— Pan jest doktór Sternau?
— Tak.
— Wraca pan z Hiszpanji. Tam mieszkał pan u hrabiego de Rodriganda. Skneblował pan niejakiego Gasparina Cortejo i uciekł z więzienia w Barcelonie, czy tak?
— Tak jest.
— To mi wystarczy. Aresztuję pana, panie Sternau.
— Służę panu.
— Co takiego? — zawołał zdumiony leśniczy. — Kuzyn się poddaje?
— Tak — odparł Sternau z uśmiechem.
— Najpierw zrewiduję pańskie rzeczy — rzekł komisarz.
— Nie wiem, czy pan leśniczy, gospodarz domu, pozwoli.
— Niech mnie djabli porwą, jeżeli pozwolę, — rzekł leśniczy.
— Wypraszam sobie wszelki opór! — rzucił komisarz.
— A ja wypraszam sobie przekraczanie pańskich pełnomocnictw. Zwracam pańską uwagę, że pociągnę pana do odpowiedzialności, — odparł Sternau.
Słowa te i ton, w jakim zostały wypowiedziane, podziałały na komisarza. Ukłonił się grzecznie i rzekł:
— Spełniam tylko swój obowiązek.
— Musimy o tem pomówić — odpowiedział Sternau. — Pan oświadczył panu leśniczemu, że jestem ścigany z Hiszpanji przez listy gończe. Może pan zechce taki list pokazać?
— Nie mam go przy sobie.
— Czy pan go czytał przynajmniej?
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
33