— To pana nie obchodzi.
— Dobrze. W każdym razie skłamał pan leśniczemu, bo o liście gończym niema mowy. W Rodriganda dowiedziano się, że przybędę do Moguncji i proszono o informacje co do mej osoby. Dlaczego pan w swym zapale dochodzi do aresztowania mnie i do rewizji, tego nie rozumiem. Co do mojej osoby, jestem do dyspozycji, powtarzam jednak, że pan będzie musiał ponieść konsekwencje swego postępowania. Ale co do rewizji, co do przeszukania domu, zastrzegam się stanowczo. Przebywają tu dwie osoby umysłowo chore, nie mogę więc pozwolić, aby targano im nerwy. Jestem lekarzem i wiem co mówię. Nie pan, a prokurator będzie prowadził śledztwo, jeżeli uzna je za potrzebne. Pojdę z panem do niego — i na tem kończy się pańska rola.
— Ja zaś — rzekł leśniczy — nie wpuszczę nikogo do swego mieszkania, bez względu na to, czy będzie to komisarz, czy policjant.
Komisarz postanowił nie przeciągnąć struny i rzekł:
— A więc pan pójdzie za mną do prokuratora? W takim razie proszę ze mną do powozu.
— O nie — odparł Sternau. — Nie jestem zbrodniarzem, więc eskorta zbyteczna. Mam nadzieję, że pan kapitan da mi powóz. Aby mnie nie stracić z oczu, może pan jechać za mną swoim powozem.
— Zaraz każę zaprzęgać, kuzynie, — rzekł leśniczy. — Pojadę razem z panem. Prokurator, który podpisał papiery, jest moim dobrym znajomym. Mam nadzieję, że nas nie połknie.
Udali się w dwóch powozach do Moguncji. Wy-
Strona:Karol May - La Péndola.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
34