Strona:Karol May - La Péndola.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż ciebie to obchodzi?
— Obchodzi mnie to bardzo, bo wpakował pan dwóch ludzi, których bardzo kocham: pana kapitana i poczciwego mego wujaszka Sternaua.
— Aha. Któż ty jesteś?
— Jestem Kurt Unger z Reinswalden. Nie zniosę, by siedzieli w więzieniu.
— Przyszedłeś tu, by się ze mną kłócić?
— Naprzód chcę być grzeczny i proszę niech ich pan wypuści. Nie zrobili nic złego.
— A jeżeli ich nie wypuszczę?
— W takim razie zmuszę pana Jeżeli ich pan nie uwolni w tej chwili, zastrzelę pana namiejscu.
— Przecież i ty zostaniesz aresztowany, jeżeli mnie zastrzelisz.
— To nie szkodzi; będę z nimi razem w więzieniu...
— A oszczędzisz mnie, jeżeli ich wypuszczę?
— Wtedy panu podziękuję.
— To ładnie z twojej strony; ponieważ jesteś dzielnym chłopcem, spełnię twe życzenie i uwolnię ich.
— Ale w tej chwili. Czy to pewne?
— Naturalnie.
— Wiedziałem, że postawię na swojem. Niech mi teraz Ludwik jeszcze raz powie, że to głupstwo jechać do miasta i zagrozić prokuratorowi.
— No, niewiele brakowało, aby miał rację... Ale kapitan i doktór Sternau byli zadowoleni ze swej niewoli. Bardzo im się podobała. Czy mam ci pokazać, gdzie byli i co robili?
— Tak, proszę.
— Chodź za mną.

39