Strona:Karol May - La Péndola.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Chcę panu udzielić pewnych informacyj; czy rozporządza pan chwilą czasu?
— Tak. Godność pana Unger, jest pan ojcem małego Kurta?
— Zgadł pan. Przybyłem do domu dzisiaj.
— Czy pan chce ze mną pomówić jako z lekarzem?
— Nie. Sprawa dotyczy pańskiego pobytu w Hiszpanji.
— A więc pan był w Hiszpanji?
— Nie. Ale podczas mej ostatniej podróży morskiej dowiedziałem się przypadkiem o czemś, co, zdaniem mojem, może dla pana mieć cenną wagę.
— Siądźmy tu na ławce i pogadajmy.
Unger zaczął:
— Przybyliśmy do portu w Nantes. Obok nas stał okręt kapitana Landoli, „La Péndola“. Landola nazywał siebie kupcem, ale wkrótce wyniosłem przekonanie, że to zwykły zbój morski — pirat. W małej tawernie portowej podsłuchałem przypadkiem rozmowę dwóch jego ludzi. Opowiadali sobie, jak to z polecenia niejakiego Gasparina Cortejo porwali człowieka, który jest na statku.
Sternau słuchał był z wytężoną uwagą. Teraz zawołał w najwyższem podnieceniu:
— Nie ma pan pojęcia, czem dla mnie jest pańskie opowiadanie. A więc kapitan okrętu nazywał się Enrico Landola?
— Tak. Statek swój ochrzcił „Péndola“, co znaczy — piórko. Idę o zakład, że to nazwa fałszywa, zmieniona. Jestem przekonany, że to znany okręt „Lion“, który

54