Strona:Karol May - La Péndola.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozbójnik oddalił się, ale na jednym z rogów ulicznych przystanął, aby popatrzeć na nieznajomego. Tamten szedł za nim. Nie chcąc narażać się na niebezpieczeństwo, korsarz odszukał łódź i śpiesznie opuścił miasto.
Nieznajomym, który spłoszył posłańca Landoli, był oczywiście Unger. Po tem spotkaniu udał się do Sternaua na pokład jachtu.
— Doktorze, czy widzi pan tę małą łódź? Siedzi w niej dwóch gagatków; jeden z nich był jeszcze niedawno na Péndoli. Powiedział mi, że służy na jednym z amerykańskich statków, który stoi tam niedaleko, ale nie daję temu wiary. Trzeba ptaszka pilnować. Niech pan każe spuścić jedną z łodzi i dwóch naszych ludzi popłynie za nim, ale tak, aby się nie spostrzegł. Niestety, nie mogę wyprawić się sam; muszę iść do urzędu portowego i załatwić formalności przed odjazdem.
Sternau zauważył niebawem, że łódź nie zatrzymała się obok statku amerykańskiego, a popłynęła dalej. Polecił więc czterem ludziom i sternikowi wsiąść do jednej z łodzi jachtu i płynąć za łodzią piratów. Morze nie było burzliwe, fale jednak wznosiły się tak wysokie, że łódź jachtu, pozbawiona żagli, niewidoczna była dla oczu nieuprzedzonych. Natomiast żagle łodzi zbójeckiej widniały na wielką odległość.
Piraci, płynąc z wiatrem, dobili w krótkim czasie do „Péndoli“.
Landola, przyjąwszy w milczeniu meldunek wysłanych przez siebie ludzi, udał się do kajuty, by odcyfrować pismo:

79