Unger przeszedł się kilka razy po pokładzie i ciągnął dalej:
— Landola wie, że jest zdemaskowany. Musi zmienić wygląd i nazwę statku. Gdzież to uczyni? Z pewnością nie w żadnym wielkim, znanym porcie. Będzie szukał jakiegoś miejsca odludnego Najlepiej nadają się do tego Indje Zachodnie, zwłaszcza wysepki za Antylami. Mam wrażenie, że Landola tam się uda...
— W każdym razie popłyniemy za nim.
— Niełatwa sprawa. Będzie unikał dróg znanych pospolicie, więc przyjdzie nam długo szukać. Prawdopodobnie znajdziemy go przy Golfsztremie.
— Nie pojmuję tego.
— Panie doktorze, nie jest pan człowiekiem morza. My, marynarze, mamy na wodach takie same szosy, jak wy, ludzie kontynentu, na ziemi. Niech się pan zda na mnie; spotkamy go przy Golfsztremie.
— Czy go zaatakujemy?
— Nie. My jego możemy tylko zranić, on nas — zabić. Posiada przecież łodzie, więc ucieknie na nich w razie, gdybyśmy ostrzeliwali statek. Ale jeżeli nas kula trafi, jesteśmy zgubieni; nasze bowiem łodzie nie są tak zbudowane, by mogły sunąć przez ocean.
Sternau musiał przyznać rację doświadczonemu kapitanowi. Wkrótce potem „Roseta“ opuściła Kapsztad i wypłynęła na pełne morze. — —
∗ ∗
∗ |