Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

wraz z Juarezem na hacjendę del Erina. Nie znał dokładnie związku faktów i osób, ale to, co opowiedział, otoczyło go w wyobraźni słuchaczy aureolą powagi i znaczenia.
Oczy wszystkich wpiły się w jego usta. Dowiedziano się od niego znacznie więcej, niż mógł wyjaśnić list Sternaua.
Twarz Rosety pałała szczęściem, że małżonek jej żyje. Wkrótce jednak zbladła. Sępi Dziób zdawał sprawę ze zniknięcia Sternaua i jego towarzyszy.
— Powiedziałeś pan, że sennor Sternau, sennor Unger, obaj wodzowie i pozostałych pięciu odłączyło się od was, aby przy pomocy Miksteków odebrać hacjendę od zwolenników Corteja!
— To im się powiodło. Wojsko prezydenta zwiększyło się nieoczekiwanie tak bardzo, że mogliśmy prędzej, niż przypuszczano, jechać wślad za nimi. Ale kiedyśmy przybyli, ich już nie było.
— Dokąd się udali?
— Kto może wiedzieć? Nasze badania nie doprowadziły do rezultatu. Lord Dryden wreszcie doszedł do przeświadczenia, że spotkało ich nowe wielkie nieszczęście. Ale było już za późno. Jedynym, który istotnie coś mógł zrobić, byłem ja.
— Ach! i co pan zrobił?
Sępi Dziób wzruszył ramionami.
— Mało, bardzo mało. Juarez początkowo przypuszczał, że wyruszyli z wycieczką, z której wnet powrócą. Niestety, był w błędzie. Skoro nie powracali, a prezydent musiał ruszać dalej na południe, lord Dryden zląkł się naprawdę. Ale nie mógł się odłączyć od

102