— Za opór, stawiany władzy, posiedzi trzy lata w więzieniu.
— Zounds! To czyni trzynaście. Miałem już dziś dostać dziesięć lat.
— Ach! Dlaczego?
— To go nie obchodzi.
— Człowieku, jesteś albo warjatem, albo idjotą, a w takim razie za żarty drogo zapłacisz.
— No, jeśli już jeden z nas ma być warjatem, a drugi idjotą, to wolę być warjatem.
— Człowieku, czy to do mnie się stosuje?
— Nie; do mnie, t. zn. do warjata.
— Ale idjota do mnie?
— Tak, istotnie. Na to, niestety, nic nie mogę poradzić.
— Widzę, że daremnie gadać na ulicy. Niech za mną idzie. Naprzód!
— Dokąd?
— Wkrótce się przekona. Co tu ma w worku?
— Przybory podróżne.
— A w tym starym?
— Strzelbę myśliwską.
— Czy ma pozwolenie na broń?
— Tak; mam.
— Kto wystawił?
— Ja sam.
— No, to niech będzie gotów do rozstania się ze strzelbą i do dwóch dodatkowych lat więzienia.
— Niech piorun trzaśnie! Znów dwa lata?
— Tak. Z powodu sfałszowania dokumentów.
Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.
122