Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, zpowrotem kładł wszystko do worka, poczem worek i strzelbę przerzucił przez plecy i opuścił pokój. — —
— Co za człowiek! — rzekł komisarz do zdumionych policjantów. — Tak dziwacznego osobnika, póki żyję, nie widziałem.
— Znów się tłum zbierze!
— Niestety. Jego to bawi.
— Czy nie lepiej wysłać za nim kolegę w cywilu, aby uchronić go przed zbyt wielkiem zbiegowiskiem?
— Istotnie, trzeba go odprowadzić do samego dworca. — — —


187