Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

szłość. Ale jak zamierza uniknąć następstw tego nieszczęsnego pojedynku?
— Uniknąć? — zapytał Platen. — Ekscelencjo. Unger nie jest człowiekiem, który zechce uniknąć następstw zdarzenia, choćby nie wywołanego przez siebie. Jestem przeświadczony, że zamelduje wszystko u władz przełożonych.
— Zdaje się, że ufa mu pan całkowicie?
— Ekscelencjo, bywają ludzie, którzy zmiejsca zdobywają powszechne zaufanie. Ungera zaliczam do takich właśnie ludzi.
— Mimo to, sytuacja jest nader przykra. Proszę więc pana, abyś nie wspominał nikomu, co było treścią naszej rozmowy.
Zauważył, że cień znikł, a wraz z cieniem na pewno minister. Małżonka jego, uśmiechając się łaskawie, pożegnała podporucznika. Skłoniwszy się głęboko, wyszedł. Ledwie zamknął za sobą drzwi, służący poprosił go do pokoju Jego Ekscelencji.
Wszedł do gabinetu ministra, wrzekomo zatopionego w jakichś aktach. Zamknął je natychmiast, podniósł się i uśmiechnął łagodnie. Obejrzawszy od stóp do głów młodego podporucznika, zaczął życzliwie:
— Kazałem pana wezwać, aby obarczyć go niezwykłą misją, panie v. Platen. — I, jakgdyby przez parę chwil szukając słów stosownych, dodał: — Słyszałem, że brał pan dziś rano udział w polowaniu, podporuczniku?
Platen znalazł się odrazu u furtki wyjścia. Minister pragnął, aby pojedynek uchodził za polowanie, na któ-

23