Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

zamknęli za sobą. Platen wyciągnął świecę i zapalił. Znaleźli się w małym pokoju, którego umeblowanie miało charakter ogrodowy. Drugie drzwi otworzono również łatwo. Prowadziły do pokoju, urządzonego jak jadalnia. Wreszcie trzecie prowadziły do gabinetu. Stało tam biurko, stół, lampa, kilka krzeseł, nawet piec, umywalnia i lustro. Sprawiał wrażenie zamieszkałego.
— Tam jest skrytka — rzekł Platen, wskazując na zegar szwarcwaldzki.
Zdjęto go ze ściany. Ukazały się małe żelazne drzwiczki, zaopatrzone w dwa zamki.
— Ach, dwa zamki! — rzekł ślusarz. — Zobaczymy, czy będziemy mogli otworzyć.
Udało się. Teraz ukazał się głęboki otwór, w którym stała szkatułka. Kurt wyjął kasetę i spostrzegł, że za nią leżą jakieś papiery.
Szkatułka była zamknięta i bardzo ciężka, co świadczyło, że zawierała metal, ślusarz dobierał kilka kluczy, zanim znalazł odpowiedni. Skoro podniesiono pokrywę, cofnął się o krok i krzyknął:
— Boże wielki, takiej wspaniałości, takich skarbów nigdym w życiu nie widział!
Miał słuszność, gdyż w świetle ogarka brylanty jarzyły się wspaniałym ogniem barw. Szkatułka zdawała się promieniować wymarzonemi kolorami.
Kurt wyciągał poszczególne rzeczy i kładł na stole. Ogarnął go niemal ów dreszcz, o którym mówił Bawole Czoło, zanim przestąpił z Piorunowym Grotem jaskinię skarbca królewskiego.

45