Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— To posiada wartość wielu miljonów! — zawołał drżącym głosem. — Gdybyż to wszystko do mnie należało!
— Takiego bogactwa doprawdy nie spodziewałem się! — wyznał Platen. — Łatwo zrozumieć, jak uczciwy człowiek mógł zostać złodziejem. Czy to robota meksykańska?
— Pewnie! — odpowiedział Kurt. — Spójrz!
Przypatrzyli się dokładniej i przekonali, że Kurt ma słuszność. Platen westchnął ciężko i szepnął:
— Drogi Ungerze, twoje podejrzenie było słuszne. Mój wujek mógł zarobić pojedynczy pierścień, lub kolję, ale takiego skarbu nie mógł posiąść drogą uczciwą.
— Nie możemy go jeszcze potępiać — odpowiedział Kurt. — Kto wie, w jaki sposób posiadł te skarby? Ach, cóżto?
Szperając w szkatułce, natrafił na dnie na coś białego. Były to dwa listy. Otworzył jeden i spojrzał na podpis.
— Benito Juarez! — zawołał. — To list najwyższego sędziego!
— A więc niema złudzeń — odezwał się Platen. — Proszę cię, odczytaj ten list!
— Czy rozumiesz po hiszpańsku?
— Nie.
— A więc przetłumaczę ci; list jest pisany po hiszpańsku.
Kurt podszedł do światła i przeczytał co następuje:

46