— A jeżeli tymczasem ukażą się czerwoni?
— W takim razie oddalcie się na zachód. Skoro się ulotnią, wracajcie tutaj. Musicie starać się o to, abyście ich pierwsi ujrzeli.
— A jeżeli zajdzie konieczność ucieczki? Jeżeli nie będziemy mogli wrócić?
— O mnie się nie lękajcie. W każdym razie odnajdę i was i swego konia. Zostanę tu jeszcze czas jakiś; gdy nadejdzie chwila, w której, według moich przypuszczeń, Indjanie się zbliżą, ruszę w kierunku lasu i...
— Zobaczą pana, tak samo jak i nas, — przerwał.
— Żartowniś z pana, mr. Perkins. A może w żarcie jest część prawdy, może sam zechcę się pokazać. Nie ulega wątpliwości, że uwolnię tych sześciu jeńców ani w otwartej walce, ani przez podstęp. Potrzebny tu jest czyn niezwykły, oparty na wielkiej odwadze i sprycie. Spróbuję dokonać go dziś po południu. Jeżeli mi się uda obezwładnić wodza, gra nasza wygrana; zwrócę mu wolność jedynie za cenę oswobodzenia jeńców.
— Jakże go pan dostanie w ręce?
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/104
Ta strona została skorygowana.