Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Po niedługim czasie zjawił się cały oddział; tylko wodza brakło. Ujrzałem obydwóch służących i obydwóch przewodników naszego Persa; ku mojej wielkiej radości bracia Snuffles znajdowali się również w tej kompanji. Nie byli ranni, jechali na swych mułach. Więc podstęp się udał; Indjanie znaleźli obydwa muły. Zachodziła tylko kwestja, czy bracia Snuffles byli na tyle przezorni, aby się nie zdradzić, że mieli towarzysza.
Związanych jeńców zdjęto z koni i mułów, i ułożono na ziemi. Czerwoni rozsiedli się dokoła, puściwszy konie samopas. To mnie upewniło, że nie natrafią na moje ślady.
Chwilowa nieobecność wodza była dla mnie okolicznością pomyślną. To-kei-chun, świadomy swej godności, uważał, że wódz nie może jechać razem ze zwyczajnymi wojownikami, i został nieco wtyle. Jeżeli zastosuje tę samą taktykę i tutaj, należy się liczyć z tem, że ruszy stąd nieco później, niż jego wojownicy. Będę więc miał sposobność obezwładnić go, o ile nie stanie się to jeszcze przedtem przy innej okazji.
Nareszcie, po jakimś kwadransie, zjawił się wódz. Zsiadłszy z konia, ulokował się