Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

trzeci odpowiadam dosłownie to samo: nie znaliśmy go.
— Czy wiecie, dokąd się udał?
— Nie.
— Był tak mocno związany, że nie mógł się sam uwolnić.
— Mylisz się; sam z pewnością się uwolnił.
— Tuż przed ucieczką badałem jego więzy. Był mocno związany.
— A więc jest zapewne czarodziejem. I wśród bladych twarzy trafiają się sztukmistrze. Tacy potrafią rozluźnić najmocniejsze więzy.
— Nieprawda! Ktoś musiał popuścić mu rzemieni.
— Nie może to być. Leżał pośrodku was; wszyscyście mieli go na oku.
— Podczas chwytania ciebie i twego brata, nie zwracaliśmy nań uwagi. Tę właśnie chwilę wykorzystał i ulotnił się.
— Mimo, że miał związane ręce i nogi?
— Tak. Ktoś był wpobliżu i wykorzystał moment, by go porwać.
— Porwał jeńca z pośród siedemdziesięciu Indjan? W takim razie musiał to być