— Uff! Więc to naprawdę Old Shatterhand! Podsłuchiwałeś nas. O czem chcesz ze mną pomówić?
Nie miał odwagi porwać się na mnie: przedewszystkiem górowałem nad nim siłą, po drugie zaś skierowana ku niemu lufa mówiła za siebie zbyt wyraźnie. Patrzyłem mu prosto w twarz, przekonany, że oczami zdradzi swe myśli. Ugiął się pod mym wzrokiem, uchylił nieco głowy i spojrzał wtył. Aha, chce skoczyć w krzaki i uciec. Czy pozwolić sobie na zabawę w kota i myszkę? Zgoda! W każdym razie nie wymknie mi się — tegom pewien. Dlatego nie wykonałem ani jednego ruchu, by go zatrzymać, tylko odrzekłem:
— Chcę pomówić z tobą o jeńcach, którym musisz zwrócić wolność.
— Zwrócić wolność? Wykopaliśmy przeciw bladym twarzom tomahawk wojny. Każdy biały, którego schwytamy...
Na tem przerwał, odwrócił się błyskawicznym ruchem i skoczył w krzaki. Ruszyłem za nim niezbyt szybkim krokiem. Łamiąc dokoła gałęzie dla wywołania hałasu,
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/117
Ta strona została skorygowana.