obydwóch stronach siodła. Jedna zawierała suszone mięso, prowianty oraz parę przedmiotów, uważanych przez Indjan za niezbędne w czasie wypraw wojennych. W drugiej natomiast leżały ważniejsze rzeczy. Przedewszystkiem więc wyciągnąłem portfel.
— To moja własność! — zawołał Dżafar. — Zawiera ważne notatki, pieniądze i przekazy.
— Niech pan zobaczy, czy nic nie zginęło?
Dżafar stwierdził po chwili, że nic z portfelu nie ubyło. Zkolei podałem mu sakiewkę i zegarek. Wreszcie wyciągnąłem cały szereg przedmiotów, zabranych służbie, przewodnikom i braciom Snuffles. Wódz zatrzymał te łupy dla siebie. Wściekłe spojrzenia, rzucane w naszą stronę, były dowodem, że w sercu jego wre i kipi. Wrzasnął:
— Bierzcie, bierzcie wszystko! Niech tylko wojownicy przybędą, wnet porachuję się z wami!
— Mylisz się, nie przybędą tutaj. Ja ruszę do nich. I nic mi nie zrobią, tak samo, jak wtedy, gdym był twoim jeńcem i gdy
Strona:Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu/123
Ta strona została skorygowana.